mar 11, 2009
Poetycki kryminał Renaty Šerelyté
Jeśli ktoś, skuszony informacją na odwrotnej stronie okładki książki „Imię w ciemności” Renaty Šerelyté, szukałby wciągającej historii kryminalnej w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, zapewne się rozczaruje. Co nie znaczy, że w ogóle jej tam nie ma. Jest, choć dość skrzętnie ukryta, wijąca się przez całą książkę cienką, momentami wręcz porozrywaną linią. I to nie ona jest tutaj najważniejsza.
Šerelyté jest bardziej poetką niż powieściopisarką. Jej język jest niezwykle barwny, przesycony magią i licznymi odniesieniami do folkloru. Taki też jest styl narracji. Świat rzeczywisty przechodzi w nierealną krainę snów, fantazji i pijackich majaczeń. Choć może bardziej odpowiednie byłoby stwierdzenie, że te dwa świata przenikają się na tyle mocno, że w istocie tworzą jedną, integralną całość.
Nie sposób ocenić, gdzie kończy się prawdziwe życie prowincjonalnej pani detektyw, a gdzie zaczynają rządzić wymyślone lub rzeczywiste demony przeszłości albo duchy alkoholowej teraźniejszości. W tle, obok fabuły, przez cały czas tli się motyw zbrodni, przestępstwa i zła. Przenika on do języka i klimatu powieści poprzez liczne nawiązania do – tak odrażających dla człowieka – anatomii, krwi i kości. Šerelyté potrafi jednak niemal wszystko opisać w sposób poetycki, bez epatowania zgorszeniem i brzydotą.
Mimo zgrabnego języka i specyficznego, fascynującego klimatu przez większą część książki towarzyszył mi pewien niedosyt. Formą nie wszystko da się jednak wypełnić, a akcja powieści zawiązywała się wyjątkowo powoli. Można było wręcz odnieść wrażenie, że autorce nie za bardzo zależy, żeby ją rozwijać, a tym bardziej szybko popychać do przodu. Tak jak wspomniałem, fabuła jest poszarpana i często schodzi na drugi plan czy też raczej rzadko wybija się na pierwszy. Pytanie „kto zabił?” pojawia się w umyśle czytelnika tylko od czasu do czasu i nie przykuwa uwagi na zbyt długo.
Niespodziewanie ratunek dla nieco już budzącego znużenie klimatu nadchodzi ze strony… klimatu właśnie. W ostatnich fragmentach historia doznaje przyspieszenia, które trudno wiązać z wątkiem fabularnym. A już na pewno nie z jego kryminalnym wcieleniem, które mimo częściowego rozwiązania do końca pozostaje w ukryciu. Ostatnie strony są raczej natężeniem i zwielokrotnieniem rządzących w całej historii emocji, swoistą ich kulminacją. Jeszcze więcej zjaw, duchów, onirycznej atmosfery i alkoholu paradoksalnie nie męczy odbiorcy a przykuwa jego uwagę i wprowadza w stan swoistego literackiego transu. To jest właśnie to uczucie, gdy podnosząc oczy znad książki nie do końca wierzę w otaczającą mnie rzeczywistość.
Absolutnie nie polecam powieści Šerelyté osobom, które czytają tylko dla treści, uważając formę za rzecz drugorzędną. „Imię w ciemności” z pewnością nie jest wciągającą historią w tradycyjnym znaczeniu. Co nie znaczy, że nie może być ciekawa. Zwłaszcza dla tych, którzy potrafią docenić klimat pisarstwa, atmosferę przedstawionej rzeczywistości oraz kunszt opisującego ją języka.