lip 22, 2011
O czym pisał László Németh w powieści „Odraza” i dlaczego mnie to zachwyciło
Jakiś czas temu zdarzyło mi się stanąć przed półką z książkami, szukając czegoś, co trafi w mój aktualny literacki nastrój. Nie do końca byłem pewien, czego właściwie szukam. Wiedziałem, że nie interesują mnie nowości, nie mam ochotę na literaturę współczesną. Niechęcią napawała mnie również myśl o jakiejkolwiek pozycji historycznej. Wtedy, zupełnie przypadkiem, natknąłem się na „Odrazę” Németha. Książka, której nigdy nie kupiłem, nigdy wcześniej nawet jej nie widziałem. Ale znalazła się na mojej półce i w najbardziej odpowiednim dla siebie momencie dała znać o sobie. Stare, podniszczone wydanie, kiepski skład tekstu, pożółkły papier. Ale w końcu, nie ocenia się książki po okładce, czyż nie?
W starych książkach jest jakaś dziwna magia. Próżno szukać tu informacji o autorze na ostatniej stronie okładki. Nie uświadczy się fragmentów przychylnych recenzji i cytatów pochwalnych ze znanych pisarzy, których nazwiska obowiązkowo wyróżnione są tłustym drukiem. O tym, czy książka zdobywała laury krajowych i międzynarodowych konkursów wydawca również milczy. Mamy więc do czynienia z produktem surowym, ale przez to tym bardziej frapującym. Nie będzie niepotrzebnych podpowiedzi i interpretacyjnych wskazówek. Opinię o tym, co czytamy, musimy sobie wyrobić sami.
„Odraza” jest, w teorii przynajmniej, historią miłosną. Tyle, że u Németha miłość śpi w jednym łóżku z obojętnością, niechęcią, wrogością i właśnie tytułową odrazą. Prosta wiejska dziewczyna zrządzeniem losu rzucona zostaje w ramiona mężczyzny, którego ledwie zna. Losy ich związku są główną osią fabuły powieści. Akcja dzieje się na Węgrzech, najpewniej na początku XX wieku i jest mocno osadzona w realiach czasu i miejsca.
„Odraza” początkowo sprawia wrażenie historii jakich wiele. Inne czasy, inne zwyczaje, nieco inni ludzie, ale problem jakby ten sam. Miłość i to co wokół. Németh zdaje się pisać rozwlekle, czas płynie wolno, a akcja posuwa się do przodu dość powoli. Dopiero po kilkudziesięciu stronach dociera do mnie, że to nie brak pomysłu na fabułę, lecz świadomy zabieg autora. Zaczynam zauważać niuanse, każda postać nabiera swoistych charakterologicznych rysów. Powolne tempo narracji pozwala obserwować, jak bohaterowie zmieniają się w czasie. Jak wpływa na nich los, jak kształtują ich społeczne naciski, jak urabia ich rodzina. Németh jest równie doskonałym obserwatorem, co narratorem. Jego świat to głównie ludzie, ale nie szablonowe symbole dobra i zła, ale ludzie z krwi i kości. Tacy jak my. Dlatego tak trudno czasem zdecydować, którą z postaci darzymy większą sympatią, kto jest nam bliższy.
Dlatego warto po „Odrazę” sięgnąć. Nawet jeśli okładka nie jest wymuskana, papier pożółkły i czasy dawne. Bo dobra literatura się nie starzeje.