mar 3, 2009
Kowno
Ostatnim etapem naszej podróży było Kowno. Ponieważ nad morzem zabawiliśmy nieco dłużej niż pierwotnie planowaliśmy, wizytę w tym mieście musieliśmy ograniczyć do jednego popołudnia. A wcześniej czekała nas długa i nieco uciążliwa podróż autobusem z Palangi do “tymczasowej stolicy Litwy” (jak podobno mieszkańcy Kowna z upodobaniem je nazywają). Do celu dotarliśmy późnym popołudniem i od razu udaliśmy się do punktu informacji turystycznej w poszukiwaniu taniej i możliwie blisko leżącej kwatery.
Wskazano nam jedną zaledwie kilka ulic dalej. Był to w miarę przyjemny, choć o niespecjalnie wysokim standardzie, hotel, wyglądający na postsowiecki, z szerokimi korytarzami i czerwonymi dywanami. Podobnie jak w poprzednich miejscach, nie traciliśmy zbyt wiele czasu na rozpakowywanie i niemal od razu wyszliśmy na miasto. Najistotniejszą dla nas misją było zaplanowanie ostatniego dnia podróży, czyli powrotu do Polski. W tym celu udaliśmy się na dworzec kolejowy. Niestety nie udało nam się tam wiele dowiedzieć. Przed nami do informacji podeszło trzech młodych ludzi, którzy najwyraźniej zamierzali spędzić tam noc na wypytywaniu o najróżniejsze aspekty ich podróży. Nieco zdegustowani zrezygnowaliśmy więc z transportu kolejowego i pozostaliśmy przy opcji autobusowej, którą mieliśmy opracowaną już wcześniej.
W związku ze wspomnianymi wyżej perturbacjami nie pozostało nam zbyt wiele czasu na zwiedzanie Kowna. Udaliśmy się więc tylko na spacer główną ulicą miasta i rzuciliśmy okiem na najważniejsze zabytki. Kowno sprawiło na nas wrażenie miejsca przyjemnego, które można polubić, daleko mu było do magii Wilna. Oś Starego Miasta stanowią ulice, które są w istocie handlowymi deptakami, przez co nie mogą kandydować do miejsca na spokojne spacery. Bardzo trudno jest mi napisać coś więcej Kownie, bo miasta tego właściwie nie poznaliśmy. Jest tam z pewnością kilka miejsc wartych zobaczenia, ale czy Kowno ma przysłowiową duszę, nie potrafię stwierdzić. Uwagę zwraca Ratusz, ruiny Zamku (co zresztą nie dziwi, zważywszy na moje zamiłowanie do starych, kamiennych budowli) oraz olbrzymi blok Kościoła św. Michała Archanioła.
Po powrocie do hotelu uraczyliśmy się czerwonym winem i faktem, że mieliśmy telewizor. Dzięki wiadomościom w CNN pierwszy raz od dłuższego czasu nadarzyła się okazja, aby zorientować się w co też w świecie piszczy. Tak upłynął nam ostatni wieczór na litewskiej ziemi.
Następnego dnia rano wsiedliśmy do autobusu, który dowiózł nas do Marijampole (Mariampol). Po jeszcze jednej przesiadce znaleźliśmy się kilkaset metrów od granicy, którą to po raz drugi pokonaliśmy pieszo. Około godziny 14 nasza litewska podróż skończyła się wraz z przekroczeniem przejścia granicznego w Kalwarii.
Zdjęcia z Kowna, jak i z innych miejsc, które odwiedziliśmy na Litwie, możesz znaleźć w fotorelacji z Litwy.