wrz 15, 2014
Czy Batumi to Gruzja?
Batumi nie kojarzy mi się z piosenką Filipinek i polami herbacianymi. Z prostego powodu – nigdy wspomnianej piosenki nie słyszałem. Bardziej z opiniami, które wyszperałem na jego temat przed wyjazdem. Że Batumi to nie Gruzja, że jest jedną wielką, zatłoczoną imprezownią i że śmierdzi ropą naftową. Wyobrażałem sobie wielki, betonowo-szklany kurort z nieodłącznym elementem lansu-blansu. Wyobrażałem sobie miasto bez duszy. Jakie naprawdę jest Batumi?
Faktem jest że Adżaria, której stolicą jest Batumi, jako region autonomiczny, różni się od reszty Gruzji. Adżarowie są muzułmanami, choć etnicznie są częścią narodu gruzińskiego i używają gruzińskiego alfabetu. Przez setki lat region pozostawał w orbicie wpływów osmańskich i tureckich. Różnice religijne powodują, że pozostali Gruzini patrzą na Adżarów z pewną rezerwą.
Ale w forumowym twierdzeniu, że Batumi to nie Gruzja, kryje się zapewne coś innego. Miasto w ostatnich latach próbuje powrócić do dawnej kurortowej świetności. Powstają nowe hotele, wieżowce, atrakcje dla turystów. Projekt prowadzony jest ze wschodnim rozmachem, którego ubocznym efektem jest zatracenie ducha starego Batumi. Stąd konstatacja, że miasto stało się pustą turystyczną wydmuszką. Czy tak jest w istocie? Na to pytanie powinien odpowiedzieć ktoś, kto poznał to miasto kilka, kilkanaście lat temu, i wrócił do niego dzisiaj. Ja mogę jedynie opisać ten skromny wycinek czasu i przestrzeni, z którym zetknąłem się w Batumi w sierpniu 2014 roku.
Nie czułem zapachu ropy naftowej. Nie wiem też, jak Batumi wygląda wieczorem i nocą. Wiem natomiast, że jest miastem kontrastów. Stara część dzieli się na tą, którą udało się odremontować, odnowić i zagospodarować i na całą resztę. Reszta jest orientalna, zaniedbana i pewnie przypomina klimatem to co, zostało ze starego Batumi. W witrynie sklepu z sukniami ślubnymi trzech brzuchatych panów popala papierosy w daremnym oczekiwaniu na potencjalne klientki. Dworzec autobusowy to zwykły plac, na którym marszrutki zatrzymują się bez jakiegokolwiek rozkładu. Kawa nie po turecku w barze Paradise to zwykła Nescafe. Śniadanie to dziwaczny miks frytek, sera, miodu i paru innych składników rozłożonych na talerzu z autystyczną precyzją.
Im bliżej morza, tym więcej oznak nowego Batumi. W którymś momencie bałagan jakby znika. Tu miasto staje się po prostu ładne. W klasycznym rozumieniu tego słowa. Choć gdzieś tam już się czai dziwaczny przepych i nieproporcjonalny rozmach. W postaci szklanych wieżowców, olbrzymich hoteli i pseudo-gaudowskich fasad. Kłuje w oczy? Trochę tak. A trochę uzupełnia kontrast i pokazuje to, czym Batumi chciałoby być, a nie jest.
Przy samej promenadzie rozciąga się szeroki pas zieleni. Z knajpkami, gdzie można fajnie zjeść, a przede wszystkim z ożywczym cieniem. To najfajniejsze miejsce na odpoczynek. Plaża jest zatłoczona i spalona promieniami sierpniowego słońca. Tam już króluje lans. W Batumi każdy znajdzie coś dla siebie.
Mateusz Puszczyński+
Rzeczywiście, wygląda na to, że w Batumi jest dosłownie wszystko… Bardzo ciekawe miejsce. Pozdrawiam!