lip 18, 2012
Konkurs! Hotel na weekend za komentarz
Pytanie jest proste: jakie miasto wybrałbyś/wybrałabyś na idealny weekendowy wypad i dlaczego. Oczywiście poruszamy się po terytorium szeroko pojętej Europy Środkowo-Wschodniej. Nagrodą za najlepszy komentarz jest voucher od Groupon’a o wartości 300zł. Za tę kwotę można w Grouponie mieć hotel dla dwóch osób w którymś z „nawschodnich” miast. Można też mieć coś zupełnie innego, ale zwycięzcę zachęcam do wybrania oferty hotelowej.
Czekam na Wasze komentarze pod tym wpisem. Konkurs trwa do końca przyszłego tygodnia, czyli do niedzieli 29.07.2012. Powodzenia!
ROZWIĄZANIE: Dziękuję wszystkim za komentarze. Łatwo nie było. Po dłuższym namyśle wybieram komentarz fika. Gratuluję serdecznie. Voucher o wartości 300zł na wszystkie oferty Groupon’a wysyłam mailem. A wszystkich pozostałych zachęcam do czujności. Niewykluczone, że już wkrótce znowu będzie coś fajnego do zgarnięcia.
Lwów – bo tam się uśmiecha me serce
Ah, Ah – Sighisoara oczywiście w Rumunii!!! Przenieść się na chwilę do miasteczka Draculi i spacerować o zachodzie słońca wyglądając cienia wampira wśród średniowiecznych wieżyczek
Praga – bo tam jest Cała Europa Wschodnia i Zachodnia jednocześnie, bo tam czas płynie inaczej i świat wydaje się piękniejszy!
Praga…od półtora roku marzę, by ponownie tam pojechać. Poprzednim razem zapomniałam przywieźć koszulkę z reprodukcją obrazu Alfonsa Muchy. Acha i chciałabym znów zostawić karteczkę z życzeniem na grobie Franza K. Dwa dni wystarczą, by to zrobić:)
Chciałabym jechać do Starego Smokowca na Słowacji – jest dobry na weekend i część wakacji.
Widoki Tatr są tam piękne i zachwycają, inne góry się przy nich chowają:)
Zimą to raj dla narciarzy – szaleją na stokach młodzi i starzy.
Narty, sanki czy bobsleje – atrakcji pełno, nawet gdy leje.
Latem natomiast na szlaki warto ruszyć, tylko trzeba uważać bo może śniegiem prószyć.
Warto zobaczyć tam stary kościółek i kolejkę wąskotorową…taką jakby bez kółek;)
Nocleg można wykupić w 100-letnim Grand Hotelu ale i w tańszym przytulnym motelu.
Górskie Pogotowie Ratunkowe tam stacjonuje i turystów z całego miasteczka zawsze pilnuje.
Choć do wyboru tyle państw, miast… ja patriotycznie wybieram coś on nas.
Całe życie marzy mi się odwiedzenie Wrocławia, o tak. Wszystkie inne miasta mogą się przy nim schować. Oczy same uśmiechają mi się na te myśl, na myśl, że mogłabym tam być, poczuć Duszę tego miasta.
Marzenia, tak warto o nie walczyć, tak warto je spełniać. Już czuję zapach kwiatów w ogrodzie japońskim, już czuję adrenalinę podczas przechadzki po parku linowym !
Wrocław jest na prawde najwspanialszym miastem.
Dzięki za komentarz. Zasady konkursu są jednak nieubłagane: trzeba wybrać miasto leżące w Europie Środkowo-Wschodniej, ale poza Polską
Moja nawschodniość wybrałaby weekendowy wyjazd do Pohostu Zarzecznego, malutkiej mieściny na pograniczu ukraińsko-białoruskim, skrytej w lasach i bagnach Polesia, niewystępującej zapewne w żadnym przewodniku – i dlatego tak pociągającej. Miejscowości, do której najwschodniejsza droga prowadzi torami „kukuszki”, starusieńkiej kolejki wąskotorowej, która pokonując sto kilometrów w cztery godziny łączy Pohost ze światem. Miejscowości, w której nie dzieje się nic, i dlatego tak wiele można zobaczyć i usłyszeć…
A po weekendzie faktycznie spakowałbym się i opuścił tę zaciszną perełkę, bo – jak pisał jeden z guru mojej nawschodniości – nic tak nie szkodzi utopii jak nadzieja na jej trwałość.
Litwa… przepiękne miasto…
Na idealny weekendowy wypad wybrałabym się do stolicy Józsefa Attili, ostrych papryczek i piłki wodnej- Budapesztu!Dlaczego? Według mnie-i pewnie nie tylko–stolica Węgier to magiczne miasto pełne niezwykłych kontrastów.Po jednej stronie piękne naddunajskie okolice z zabytkowymi kościołami, ozdobnymi placami i słynną Váci utca, po drugiej majestatyczny plac Bohaterów z kolumnadą znamienitych węgierskich osobistości-od świętego Stefana po Lajosa Kossutha, wielkie wesołe miasteczko i luksusowy kompleks basenów termalnych Széchenyi,ale gdzieś pomiędzy tymi dwoma bogatymi stronami znajduje się też popadająca w ruinę dzielnica żydowska z walającymi się po ulicach śmieciami, obdrapanymi murami i popsutymi samochodami, zamieszkana głównie przez głośnych i kłótliwych Romów. W Budapeszcie najpiękniejsza synagoga znajduje się tuż przy najgorszej dzielnicy miasta, a wyspa, na której w średniowieczu znajdowały się kościoły i zakony żeńskie, dziś stanowi miejsce Sziget-festu z Judas Priest i Bad Religion na dużej scenie. Dunaj dzieli Budapeszt na tętniący życiem Peszt i spokojną Budę, gdzie czas zdaje się płynąć dwa razy wolniej. Na jednym krańcu miasta znajdują się ruiny starożytnego Aquincum,na drugim -pamiątki po latach komunizmu.Budapeszt to miejsce,gdzie stare współgra z nowym,a brzydkie z pięknym.Miasto,w którym nowopoznani Węgrzy przywitali mnie polskimi słówkami,a Muzeum Narodowe wystawą o przyjaźni polsko-węgierskiej.W końcu Budapeszt to także miejsce, gdzie można skosztować gołąbków z kiszonej kapusty i czekolady ze skwarkami. Czyż nie jest to idealne miasto na krótką, weekendową wyprawę?
Gdybym na Wschodzie miał spędzić jedynie dwa dni, ponad połowa z tego czasu upłynęłaby mi na jeździe koleją:) Dlatego, chcąc przeżyć jak najwięcej, ograniczyłbym się do okolic Lwowa. Z racji tego, że miasto to jest mi już dobrze znane, za dnia moje kroki skierowałbym do pobliskiego Drohobycza (jak na Ukrainę te 80km to prawie drugi koniec miasta:). Śladami Bruno Schulza chciałbym na własne oczy przekonać się dlaczego „raz jeden to piękne miasteczko odsłoniło swoje niezwykłe sekrety. Raz jeden i tylko Bruno Schulzowi, który był jego czujną i wrażliwą cząstką, jego dyskretnym, w milczeniu przesuwającym się duchem”. Wieczorem i nocą natomiast, czas w tym miejscu spędziłbym w klubach, poznając wschodnią muzykę, zespoły, tamtejszy sposób życia i samych Ukraińców. Muzyka z tego regionu wydaje się być przez nas zapomniana i niewiele jest osób, którzy mieli z nią jakąkolwiek styczność.
Z całej Europy Środkowo-Wschodniej najbardziej pociąga mnie Ukraina. Z kilku powodów: to kraj bliski Polakom, łączy nas wspólna historia i język z rodziny słowiańskiej, w którym bez większego kłopotu można się porozumieć. To kraj magiczny, w którym wielogodzinne podróże pociągiem wcale się nie dłużą a są okazją do poznania Ukraińców i prawdziwego „wejścia” w ten kraj. Czy krótkie przeloty z punktu A do B dają taką możliwość?
Dlatego do Odessy (bo tam chciałbym pojechać) wybrałbym się pociągiem. Podobno sama stacja robi już wrażenie, udekorowana pamiątkowym odznaczeniem jeszcze z czasów ZSRR. Lubię miasta portowe, to piękne widoki i morskie potrawy, które uwielbiamy z żoną. Odessa słynie z ciekawej architektury, miasto miało być drugim Paryżem – chciałbym to zobaczyć choć zdaję sobie sprawę z kontrastów jakie są obecne na Ukrainie gdzie ogromne bogactwo styka się ciągle z wielką biedą.
I koniecznie przejść się słynnymi schodami, wyobrażam sobie ten romantyczny spacer z żoną w kierunku morza, z dala od tej codziennej gonitwy… Ech, marzenia…
Na weekendowy wypad zdecydowanie wybrałabym Lwów. To oddalone od granic Polski o zaledwie kilkadziesiąt kilometrów miasto od samego wjazdu musi zachwycać przybywających tam turystów. Przepiękna mieszanina architektoniczna kamienic Starego Miasta, nocne spacery wąskimi uliczkami, przejazdy kultowymi marszrutkami oraz zasmakowanie w ukraińskim barszczu i warernykach – ta idealna kompozycja atrakcji z pewnością przypadłaby do gustu osobom takim jak ja, które znają miasto z opisów, ale jeszcze nigdy nie miały okazji go zwiedzić.
W moim przypadku wybór zawsze jest ten sam. Płowdiw w Bułgarii. Najstarsze miasto w Europie tuli mnie zawsze swoim 40stopniowym upałem, więc corocznym rytuałem stało się odkrywanie pobliskich wsi, które oprócz upragnionego cienia dają możliwość odpoczynku od cywilizacyjnej wrzawy (ach!). Truskawkowo, Wieśniacy, Żółty Kamyk, Głupcy, Biała Rzeka, Winnica, Drzwi, Dziewczęca Wieś to część unikalnych (nie tylko pod względem nazwy ) wsi, do których dotrzeć można stopem, na ośle, w zapełnionej po brzegi marszrutce, albo pieszo- wszystkie często przeze mnie praktykowane. Właśnie ruszam do Czerwonej, małej wsi na południu. Będę pić mentę z mlekiem (specyficzny zielony alkohol, przypominający nasz polski płyn do naczyń Ludwik ) i jeść drożdżowe placki (mekici) z miodem. A za parę dni wracam do Płowdiwu, który jak żadne inne miasto inspiruje do kolejnych podróży. Zapraszam! Ale uwaga, to miejsce uzależnia!
kłaniam się w pas i do zobaczenia na nawschodnich szlakach